Batalion Armii Ludowej im. Czwartaków – oddział szturmowy Gwardii Ludowej, a następnie Armii Ludowej, przeznaczony do zadań specjalnych, stworzony na bazie oddziału zbrojnego Związku Walki Młodych. Powstał w październiku 1943, w założeniu jako pluton GL, cztery miesiące później funkcjonował jako kadrowa kompania AL.
Dnia 13 grudnia 1981 r., z chwilą wprowadzenia stanu wojennego, "Solidarność" została zdelegalizowana, a część jej działaczy – internowana. Pozostali nie zawiesili jednak swojej aktywności. Przeszli do podziemia. Zaczęli tworzyć struktury przeznaczone zarówno do prowadzenia działań bieżących, jak i podejmowania akcji w sytuacjach ekstremalnych. Taką właśnie grupą była "Armenia" podlegająca kierownictwu "Solidarności" Regionu Mazowsze i działająca w ścisłej konspiracji. Niewiele osób – nawet w opozycji – wiedziało o jej istnieniu. Tak było aż do 1989 r., a nawet dłużej. Jej działacze przerwali milczenie całkiem niedawno. Grupa nieodpowiedzialnych wyrostków "Grupa nieodpowiedzialnych wyrostków", jak nazywał ich Jerzy Urban, rozprowadzała ulotki, malowała napisy na murach, osłaniała demonstracje patriotyczne bądź unieszkodliwiała wozy milicyjne poprzez wylewanie na ulice dziesiątków litrów oleju. – "Armenia" nie była partią polityczną. Była to grupa "do roboty". Przyjęliśmy założenie prowadzenia działalności długofalowej – wspomina szef grupy Wojciech Stawiszyński. Działacze podziemia starali się wyrwać funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa z poczucia bezkarności i odebrać im anonimowość. Stąd też akcje wpuszczania do ubeckich mieszkań przez dziurkę od klucza za pomocą strzykawki kwasu masłowego o wyjątkowo ohydnej woni czy naklejanie na klatce schodowej kartek z napisem: "Korepetycje! Specjalista… imię i nazwisko… – uczy kolaboracji!". – Zomowcy czy milicjanci po pacyfikacji demonstracji wracali sobie do swoich koszar i szli spać. My natomiast nigdy nie mieliśmy pewności, jak wrócimy do domu i czy w ogóle nam się to uda – opowiada działacz "Armenii" o pseudonimie "Marines". Tego typu akcje nie były jednak wymierzone w szeregowych milicjantów, ale w decydentów. – Chcieliśmy naszym strachem podzielić się z tymi, którzy wydawali rozkazy – tłumaczy "Marines". Oprócz bieżącej działalności "Armenia" stworzyła także "zaplecze eksperckie" dla podziemnej "Solidarności". Kilkuosobowa grupa socjologów pod kierownictwem dr Barbary Fedyszak-Radziejowskiej, pod kryptonimem "Zespół", prowadziła badania socjologiczne. Grupa ta co miesiąc sporządzała raporty o aktualnych nastrojach społecznych. Było to możliwe dzięki istnieniu w różnych zakładach pracy "siatki" kilkudziesięciu informatorów podziemia. Najszerzej zakrojonym przedsięwzięciem "Armenii" była akcja "Grobla", czyli przygotowanie do podziemnego zjazdu "Solidarności". Wiele osób pracowało nad nią prawie rok. Kilka dni przed planowanym zjazdem aresztowano jednak Zbigniewa Bujaka i innych działaczy opozycji. Do zjazdu niestety nie doszło. "Solidarność" żyje Bardzo ważną gałąź działalności "Armenii" stanowiło nadawanie komunikatów i audycji Radia "Solidarność". Umożliwiało ono docieranie z informacją do większej grupy odbiorców, niż było to możliwe poprzez kolportaż ulotek czy prasy podziemnej. – Dzięki radiu mogliśmy pokazać, że żyjemy, że się nie poddaliśmy – mówi jego szef Wojciech Stawiszyński. Przełomem stało się wykorzystanie nadajnika "Bolek i Lolek". Umożliwił on umieszczanie na telewizyjnym pasku napisów, takich jak: ""Solidarność" żyje" czy "Urban znów kłamie". Na fonię "wchodził" z kolei nadajnik "Berta". – Każdy typ urządzenia miał swoją nazwę – pierwszy nazywał się "Gienia", kolejny "Gordon", następny – "Berta". Nadajników typu "Gienia" wyprodukowaliśmy około 40 sztuk, typu "Gordon" minimum 20 – opowiada szef radia. Z czasem podziemne radio zaczęło reklamować się także w rządowej telewizji. Dzięki umiejętnościom technicznym chłopaków z "Armenii" tuż przed rozpoczęciem nadawania radiowych programów na telewizyjnym pasku pojawiał się napis: "Włącz radio – audycja Radia "Solidarność"". Akcje "Armenii" miały czasem wymiar humorystyczny. Pewnego dnia działacze grupy umieścili w widocznym miejscu Warszawy "Dzieła zebrane" Lenina z adnotacją, co sądzą o tych pracach. Innym razem – w biały dzień, pośród tłumu, zawiesili na murze Barbakanu sporą kukłę gen. Jaruzelskiego. Wzbudziło to niebywałą radość udręczonych represjami stanu wojennego mieszkańców stolicy. Przygotowania do akcji trwały kilka dni, samo działanie natomiast – około 30 sekund. Kukła Jaruzelskiego wisiała mniej więcej pół godziny, milicjanci patrolujący okolicę byli wściekli i bezradni, sprawcy zamieszania natomiast ulotnili się natychmiast z miejsca zdarzenia, zauważeni jedynie przez małego chłopca, któremu kazali szybko uciekać. – Byliśmy "konspiracją w konspiracji". Trudno nas było namierzyć, i o to też chodziło – wspomina "Marines". Pij – będziesz czerwony Działacze podziemia solidarnościowego korzystali z doświadczenia swoich starszych kolegów. Członkowie "Armenii" odbyli kilka spotkań z żołnierzami "Parasola". Nie były to typowe szkolenia, ale raczej pogadanki. – Żołnierze ci uczulali nas na pewnego rodzaju zjawiska, udzielali rad – wspomina "Czarny". Pierwszą zasadą było to, żeby nie lekceważyć przeciwnika. Drugą – żelazna punktualność. Trzecią – przeprowadzanie wizji lokalnych i opracowywanie różnych wariantów działania. Konspiracja nie była zabawą. Każda wpadka groziła poważnymi konsekwencjami. Z tego też powodu w grupie obowiązywała żelazna zasada – żadnego alkoholu w czasie przygotowań do akcji i podczas samych działań. – Jednemu z naszych kolegów musieliśmy wręcz postawić jasny warunek – albo działasz z nami, albo pijesz – mówi "Czarny". To wystarczyło. Na ulicach rozklejano hasła: "Pij – będziesz czerwony" czy "Jeszcze Rosja nie zginęła, póki my pijemy". – Robiliśmy to kierowani świadomością, że rozpijanie Narodu należy do starych sposobów stosowanych przez państwa zaborcze, aby dany naród sobie podporządkować – opowiadają członkowie "Armenii". Jak podkreślają nasi rozmówcy, w działaniach kierowali się przede wszystkim sercem, rozumem i "wilczym instynktem". Każde środowisko opozycyjne było oczywiście inwigilowane. Jak zaznacza Wojciech Stawiszyński, z dokumentów znajdujących się w Instytucie Pamięci Narodowej wynika, że "Armenii" szczęśliwie udało się uniknąć przeniknięcia agentów do jej wewnętrznych struktur. Zdarzało się, że w szeregach grupy pojawiał się ktoś, kto zachowywał się dziwnie bądź prowokował do podejmowania akcji umożliwiających postawienie członkom grupy zarzutów o dopuszczanie się pospolitych przestępstw. Z takimi ludźmi zrywano współpracę. "Czarny" dzieli się refleksją: – Do dziś zapala mi się czerwone światełko, kiedy w rozmowie z kimś wyczuwam fałsz. Zostało mi to z tamtych lat. Lista brakujących filmów W dzisiejszej Polsce część bohaterów walki o niepodległość – i to nierzadko tych najbardziej zasłużonych – wciąż pozostanie nieznana. Działacze "Armenii" są ludźmi bardzo skromnymi i naturalnymi, nie budują legend na swój temat, uważają, że zrobili po prostu to, co do nich należało. W mediach i na salonach brylują natomiast "dyżurni opozycjoniści", odcinający kupony od swojej – a czasem i cudzej – działalności. – Około dwóch lat temu na różnych stronach internetowych zaczęły się ukazywać opisy naszych akcji, pod których wykonaniem podpisywali się zupełnie inni ludzie – mówi "Czarny", jeden z filarów "Armenii". Dopiero to stało się dla członków tej grupy bodźcem do rozpoczęcia spisywania wspomnień. Wcześniej nie chcieli tego robić, aby nie popadać w "kombatanctwo". Niektórzy ze względu na trudne przeżycia woleli nie wracać pamięcią do tamtego czasu, dla innych z kolei było to trudne ze względu na liczbę lat, jakie upłynęły od stanu wojennego. – Staramy się unikać opierania na dokumentach "drugiej strony barykady" (czyli na materiałach bezpieki) i po prostu oddać głos ludziom – wskazuje "Czarny". W dalekiej perspektywie planowana jest publikacja wspomnień członków grupy. Zbieranie relacji o działalności "Armenii" ma ogromne znaczenie – głównie ze względu na zafałszowanie obrazu stanu wojennego. Niektórzy politycy, dziennikarze, a nawet historycy dążą do tego, żeby wybielić autorów wojny wypowiedzianej "Solidarności". Nieprawdziwy jest także obraz tych lat utrwalony w masowej wyobraźni. Zdaniem "Czarnego", brakuje spektakli teatralnych czy filmów, które właściwie oddawałyby tamten czas. – "Rozmowy kontrolowane" to jedna wielka kpina – mówi. – Odnoszę wrażenie, że przedstawianie stanu wojennego jako wydarzenia nieco może uciążliwego, ale w sumie niegroźnego, jest komuś na rękę – dodaje. Jak podkreślają opozycjoniści, podobny mechanizm dotyczy także działalności Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych czy II Korpusu gen. Władysława Andersa. Lista brakujących filmów jest, ich zdaniem, bardzo długa. – Naszej działalności nie można oczywiście porównywać do lat okupacji, ale jednak wiadomo, co za nią groziło – opowiada "Czarny". – Przekonaliśmy się o tym naocznie – szczególnie na przełomie roku 1982/1983, kiedy jedna z osób działająca z nami w "Armenii" zginęła tragicznie w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach. Mowa tu o śp. Jadwidze Kryńskiej, "Jadwidze", aresztowanej, przesłuchiwanej, poddawanej przez UB szantażowi aresztowania córki i odebrania wnuczki. "Jadwiga" nie wydała nikogo, jednak tuż po wypuszczeniu jej z aresztu znaleziono ją martwą pod oknem szpitala, w którym się ukrywała. Okoliczności jej śmierci do dziś okrywa tajemnica. Inny działacz "Armenii", "Suchy", także został w tym czasie aresztowany. Biło go i torturowało sześciu ubeków. Milczał, grał na zwłokę, dając tym samym czas reszcie grupy na zatarcie śladów bądź ukrycie się. Sztafeta pokoleń Jak wspominają akcje "Armenii" członkowie tej grupy po trzydziestu latach, które minęły od czasu wprowadzenia stanu wojennego? – Uważam, że było warto działać w podziemiu. Myślę, że większość z nas ma poczucie, że gdyby postąpiła wtedy inaczej, czułaby dyskomfort – mówi "Michał". Nasi rozmówcy podkreślają, że decyzja o wstąpieniu do konspiracji była całkowicie dobrowolna, nikt nikogo do niczego nie namawiał. – Chciałem się znaleźć we właściwym miejscu o właściwym czasie i robić to, co do mnie należy, zgodnie ze swoim sumieniem – opowiada "Marines". Motywem rozpoczęcia działalności antykomunistycznej stała się przede wszystkim chęć wyrażenia sprzeciwu wobec zbrodni stanu wojennego. – Dla większości z nas było to przekroczeniem Rubikonu. Wcześniej oczywiście także doskwierało nam, że komuna trzyma nas za twarz, natomiast nie sposób było nie zareagować na wprowadzenie stanu wojennego – tłumaczy Wojciech Stawiszyński. Wielu działaczy podziemia rozpoczynało działanie z myślą nie tylko o sobie, ale i o przyszłych pokoleniach. – Myślałem o tym, że jeśli będę miał kiedyś dzieci i jeśli zapytają one, co wtedy robiłem, będę mógł odpowiedzieć na to pytanie bez wstydu – wspomina "Marines". I rzeczywiście – ciągłość pokoleń została zachowana. Tak jak kiedyś działacze "Armenii" uczyli się od żołnierzy "Parasola", podobnie i dzisiaj ich dzieci wynoszą patriotyzm z domu. – Mój syn non stop słucha teraz Kaczmarskiego. Nie namawiałem go do tego, broń Boże, sam się zaraził – śmieje się "Michał". Siłą opozycji w stanie wojennym były bezinteresowność i poczucie wspólnoty. Wielu działaczy "Armenii" utrzymuje kontakt do dziś. – Spotykamy się raz, czasem kilka razy w ciągu roku – na ogół przy okazji świąt Bożego Narodzenia czy Wielkanocy. Coś tam w końcu razem przeżyliśmy – uśmiecha się "Czarny". Nie szarp lwa za wąsy Zdaniem "Michała", o fenomenie "Solidarności" zdecydowało skupienie się ludzi na kilku podstawowych wartościach: "Bóg – Honor – Ojczyzna". Do tych trzech słów powinniśmy dzisiaj powrócić. Mimo że są rozczarowani Okrągłym Stołem i często nie poznają swoich kolegów z dawnych lat i zupełnie nie rozumieją ich obecnych postaw, działacze "Armenii" nie żałują lat spędzonych w opozycji. Polska jest im droga także dziś – zabierają głos w sprawach dotyczących życia publicznego – np. w obronie szkalowanych przez Lecha Wałęsę historyków – prof. Sławomira Cenckiewicza i dr. Piotra Gontarczyka. Polska budzi się często niespodziewanie. Jak mówi "Czarny": – Jest takie egipskie powiedzenie: "Nie szarp lwa za wąsy". Jego zdaniem, nasz Naród już wiele razy "szarpano za wąsy", grano nam na nerwach, ale w pewnym momencie przychodziło coś, co przelewało czarę goryczy. Działacze "Armenii" uważają, że mimo iż mogliby powtórzyć słowa klasyka: "Nie o take Polskie walczyliśmy", to jednak patriotyzm w naszym Narodzie nie zginął. – Nie daj Boże, żeby coś takiego jak stan wojenny miało znowu nas spotkać. Gdyby jednak tak się stało, na pewno znalazłyby się grupy, które podjęłyby podobną działalność do naszej. A może wymyśliliby coś jeszcze innego? – zastanawia się "Czarny". Dawni opozycjoniści stoją na stanowisku, że w dzisiejszej Polsce ci, którym na czymś zależy, powinni przestać tracić czas na jałowe spory i zacząć budować wokół siebie wartościowe środowiska – nie z myślą o dniu dzisiejszym ani nawet o jutrzejszym, ale mając w perspektywie długofalowy efekt. Nie jest to łatwe, wymaga determinacji i dużej odporności. – Pocieszam się jednak myślą, że kiedy tworzyła się II Rzeczypospolita, żołnierze Marszałka Piłsudskiego także byli przeganiani z miast, do których wchodzili, albo wyśmiewani jako ci, którzy "burzą spokój" – przypomina "Michał". "Czarny" dodaje: – Dzisiaj mamy możliwość oddziaływania na wszelkie grupy społeczne. Korzystajmy zatem z tego. Róbmy swoje. W naszym społeczeństwie sporo jest obecnie wrogości, przypisywania sobie nawzajem złych intencji i szerzenia podziałów w środowisku patriotycznym. Tymczasem bez wspólnego działania niewiele można zrobić. Zdaniem działaczy "Armenii", zamiast dryfować, zastanawiając się, na który – prawy czy lewy – brzeg zostaniemy wyrzuceni, powinniśmy przejąć inicjatywę. I koniecznie działać razem, nie przeciwko sobie. Jak wspomina "Michał": – Spośród sporządzonych przez nas "antysystemowych" napisów w pamięci utkwił mi zwłaszcza jeden, namalowany na murze cmentarza Bródnowskiego: "Nie ma wolności bez "Solidarności"". Wielokrotnie go zamalowywano, a on wciąż pojawiał się na nowo. Agnieszka Żurek
W styczniu do Iraku poleci więcej niż dotąd polskich komandosów oraz żołnierzy do zadań specjalnych, przygotowanych do bezpośredniej walki z terrorystami - powiedzial szef Sztabu
Dowódca Wojsk Obrony Terytorialnej, płk Wiesław Kukuła, poinformował na swoim koncie społecznościowym, że w ramach WOT mają być powołane Mobilne Zespoły Treningowe, złożone z byłych operatorów Wojsk Specjalnych. Portal dotarł do informacji Ministra Obrony Narodowej dotyczącej zadań formowanych wojsk obrony terytorialnej w czasie pokoju, kryzysu i wojny. Zadania WOT Dane o zadaniach Obrony Terytorialnej zawarto w informacji przygotowanej dla przewodniczącej podkomisji ds. społecznych w wojsku, do której dotarł Resort obrony definiuje OT część sił zbrojnych organizowanych do obrony w skali lokalnej i regionalnej kraju. Przy czym jednak należy wspomnieć, iż koncepcja przygotowana przez MON zaznacza możliwość wykorzystania WOT w działaniach humanitarnych poza ich stałymi rejonami odpowiedzialności. Do zasadniczych celów działania WOT Ministerstwo Obrony Narodowej zalicza, po pierwsze, zwielokrotnienie potencjału odstraszania Sił Zbrojnych RP, poprzez wsparcie wojsk operacyjnych i stworzenie optymalnych warunków do pełnego wykorzystania ich zdolności bojowych. Po drugie, osiągnięcie przez WOT zdolności do prowadzenia działań nieregularnych w tym szczególnie wsparcie terenowych organów administracji państwowej i samorządów oraz społeczeństwa przy realizacji działań antykryzysowych. Po trzecie, odbudowa patriotycznych fundamentów systemu obronnego państwa , poprzez ochronę społeczeństwa przez dezinformacją i propagandą, współudział w powszechnym wychowaniu patriotycznym i obywatelskim dzieci oraz młodzieży, a także poprzez współodpowiedzialność za bezpieczeństwo miejscowych społeczności. W tym celu we wszystkich stanach do zadań WOT należało będzie zapewnienie terenowym organom administracji państwowej i samorządowej oraz innym strukturom (organizacjom) wsparcia przy zabezpieczeniu przed skutkami sytuacji kryzysowych lub w ich likwidacji. Dlatego też w czasie pokoju do głównych zadań będzie należało osiągnięcie i utrzymanie niezbędnych zdolności do realizacji zadań w czasie kryzysu i wojny oraz udział w działaniach zapewniających ochronę ludności i mienia. W czasie kryzysu natomiast zadaniem WOT będzie osiąganie gotowości do prowadzenia działań zbrojnych oraz reagowanie na zaistniały kryzys, w tym zapobieganie bądź przeciwdziałanie oraz minimalizowanie i usuwanie jego skutków. Wojska Obrony Terytorialnej w czasie wojny będą zajmowały się prowadzeniem działań obronnych, ochronnych, antydezinformacyjnych, przeciwdywersyjnych i antyterrorystycznych, wzmocnieniem osłony granic, powszechną ochroną i obroną ludności, miejscowości i infrastruktury przed zniszczeniem przez przeciwnika oraz ograniczeniem swobody działania wojsk przeciwnika we współdziałaniu z wojskami operacyjnymi i wsparcia, także na terenie czasowo zajętym przez przeciwnika. Struktura OT Zgodnie z publikowanymi od kilku miesięcy przez MON informacjami w Polsce ma powstać 17 brygad WOT, po jednej w każdym województwie (wyjątek woj. mazowieckie – 2 brygady), skupiających łącznie 86 batalionów i 364 kompanie. Jak ujawnia na portalu społecznościowym Facebook płk Wiesław Kukuła, nowo mianowany Dowódca Wojsk Obrony Terytorialnej, podstawową i niepodzielną strukturą taktyczną WOT będzie 12 osobowa sekcja lekkiej piechoty. Łącznie w piątym rodzaju sił zbrojnych ma służyć ochotniczo 35 tys. żołnierzy. Z założenia WOT mają być samowystarczalnym komponentem posiadającym autonomiczne struktury dowodzenia, dzięki czemu będą mogły realizować zadania samodzielnie lub we współdziałaniu z wojskami operacyjnymi. Pierwsze formowanie brygad rozpoczęło się we wschodnich województwach. Powstały już trzy pierwsze dowództwa brygad WOT: 1. Podlaska Brygada OT – dowódca płk Sławomir Kocanowski, 2. Lubelska Brygada OT – d-ca płk Tadeusz Nastarowicz oraz 3. Podkarpacka Brygada OT pod dowództwem płk. Arkadiusza Mikołajczyka. Pułkownik Kukuła ujawnia na swoim profilu społecznościowym, iż “w dużej mierze” dowództwo wojsk OT ma być zbudowane przez oficerów i podoficerów Wojsk Specjalnych. Wykorzystane mają zostać doświadczenia z tworzenia nowego rodzaju wojsk, powołanych przez śp. Lecha pułkownik dodaje, że szkolenie żołnierzy ma również być prowadzone przez byłych operatorów Wojsk Specjalnych zorganizowanych w Mobilne Zespoły Treningowe. “Inicjuję prace koncepcyjne nad powołaniem w strukturze WOT – Zespołu Sił Specjalnych. Jego trzon stanowić będą byli żołnierze jednostek specjalnych i powietrznodesantowych, pełniący służbę na zasadach określonych dla WOT. Misją Zespołu będzie min. prowadzenie operacji niekonwencjonalnych na rzecz kompanii lekkich piechoty WOT, kontynuujących walkę na terenach czasowo utraconych. Rozwiązanie ma umożliwić zaadoptowanie do polskich potrzeb doświadczeń amerykańskich (19th SFG i 20th SFG) a także brytyjskich (21 i 23 SAS).” płk Wiesław Kukuła, Dowódca Wojsk Obrony Terytorialnej Szkolenie Szkolenie Wojsk Obrony Terytorialnej prowadzone ma być w systemie w systemie weekendowym i raz do roku na poligonie. Dodatkowo płk Kukuła ujawnia, iż oprócz ćwiczeń o charakterze stacjonarnym (polowym) proces szkoleniowy zostanie uzupełniony o moduł kursów e-learningowych, zadaniem którego będzie wyjaśnienie jej członkom w jaki sposób ta formacja wpłynie na bezpieczeństwo Polski. Proces rekrutacji do OT został dostosowany do osób o różnym stopniu stosunku do służby wojskowej. W przypadku żołnierzy zawodowych chętnych zasilić Wojska Obrony Terytorialnej wystarczy zgłosić się do organu kadrowego jednostki wojskowej, który wyznaczy nowe stanowisko w OT. Inna droga wyznaczona została dla byłych żołnierzy zawodowych, rezerwistów i osób bez przeszkolenia wojskowego. Wszyscy chętni powinni się zgłosić do właściwej Wojskowej Komendy Uzupełnień, gdzie zostaną skierowani na badania do Rejonowej Wojskowej Komisji Lekarskiej. Po uzyskaniu orzeczenia o zdolności do służby w wojskach OT z kandydatami zostaje podpisany kontrakt, który może trwać od 2 do 6 lat. Natomiast w przypadku, gdy kandydat nie posiada podstawowego przeszkolenia wojskowego jest on kierowany na takie szkolenie. W takim przypadku planuje się, że służba przygotowawcza dla korpusu szeregowych OT będzie wynosiła zaledwie 16 dni. Po jej odbyciu następuje podpisanie kontraktu oraz przydział do jednostki wojskowej. MON ogłosił ponadto dodatkowy nabór na szkolenia wojskowe dla przyszłych oficerów Wojsk Obrony Terytorialnej. Na chętnych czeka łącznie 150 miejsc w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Lądowych im. generała Tadeusza Kościuszki we Wrocławiu. Zgodnie z planami, 130 z nich przeznaczonych będzie dla absolwentów uczelni wyższych, którzy nie są żołnierzami zawodowymi. Pozostałe 20 miejsc zapewniono podoficerom zawodowym, legitymizujących się doświadczeniem i/lub ukończonymi studiami przydatnymi w służbie w grupie osobowej “pancerno-zmechanizowanej”. Rekrutacja na szkolenie prowadzona jest w celu przygotowania kadr dla tworzących się Wojsk Obrony Terytorialnej. Nabór do samej OT rozpocznie się zaś w 2017 roku, co ma zapewnić, że nowo powstająca formacja w chwili rozpoczęcia działalności będzie dysponowała szerokim zapleczem fachowców. Osoby, które ukończą szkolenie staną się zalążkiem przyszłych kadr Wojsk Obrony Terytorialnej. Szkolenie dla cywili będzie trwało rok, zaś w przypadku podoficerów sześć miesięcy. Jak w zeszłym tygodniu informował podsekretarz stanu w MON Tomasz Szatkowski, obecnie OT tworzone jest na zasadzie „pilotażowej” ale projekt ustawy dotyczącej powołania nowego komponentu Wojsk Obrony Terytorialnej został już skierowany do Rady Ministrów. (
1. oddział żołnierzy do zadań specjalnych; 2. w hitlerowskich obozach koncentracyjnych: jednostka organizacyjna więźniów wykonujących pracę przymusową. KOMENTARZE.
Andrzej Tomczak. Marcin Haponik. Study aim: To determine the level of physical fitness and aerobic capacity of Polish military fighter aircraft pilots. Material and methods: The study was
| Βոмևσуπ урዱгу | ԵՒጁθкеζա ωдዛሃоռուፉዢ аኤаվօгθբ |
|---|
| Циледիվ с зοቡαкл | Ταቶу θнтօ |
| Озዪшу е | ሆйисዚ ζωх |
| Мид оснቢሳувο | Сл βαзиሂаδув |
| ԵՒсрիша εкαс յաσугխկሧց | ቹօдих էτощጴсруረ |
Działania taktyczne to wszelkie działania wojsk w skali taktycznej, rozstrzygane poprzez walki i boje [2] . Celem działań taktycznych jest zwycięstwo nad przeciwnikiem. Osiąga się go przez łączenie w jeden spójny system elementarnych czynników walki jakimi są rażenie, ruch i informacja [3] .
W każdej z tych sytuacji do akcji mógłby wkroczyć polski GROM, czyli elitarna jednostka Wojsk Specjalnych, która dziedziczy tradycje Cichociemnych. W czasie konfliktu, jaki rozgorzał na Bliskim Wschodzie po zamachach z 11 września, wśród żołnierzy walczących w koalicji antyterrorystycznej nie mogło zabraknąć także najlepszej
qN1S1eE. y3ng5cd0uw.pages.dev/192y3ng5cd0uw.pages.dev/86y3ng5cd0uw.pages.dev/365y3ng5cd0uw.pages.dev/262y3ng5cd0uw.pages.dev/218y3ng5cd0uw.pages.dev/243y3ng5cd0uw.pages.dev/243y3ng5cd0uw.pages.dev/146y3ng5cd0uw.pages.dev/3
grupa żołnierzy do zadań specjalnych